Anda di halaman 1dari 21

VERMONT 2011 wydanie II ISBN 978-83-61799-00-9

Spis treci
......................................................................................................... 3 Rozdzia I..........................................................................................4 Rozdzia II .....................................................................................22 Rozdzia III.....................................................................................41 Rozdzia IV ..................................................................................102 Rozdzia V ...................................................................................128 Rozdzia VI...................................................................................157 Rozdzia VII..................................................................................192

Rozdzia I Ela zmruya oczy. Soce, nie widziane od tak dawna, sprawio bl. Signa po okulary, na szczcie przyciemnione. Teraz dopiero moga bez przeszkd rozejrze si dookoa. Hm, przedtem wygldao to jakby inaczej... Wanie! Gdzie podziaa si gra? Gdzie wzgrze, pod ktrym, w zamaskowanej, wykutej w skale grocie ukryto dla niej samochd? Zakole rzeki te wydawao si by nie na swoim miejscu... Zrozumiaa. Ulewny deszcz, powd, jedno z dwojga lub to i to. Podmyy gr, ktra osuna si, spaszczya przykrywajc jej terenow toyot setkami, jeli nie tysicami ton ziemi. Pena rozpaczy graniczcej z rezygnacj patrzya na zmian w krajobrazie, jaka dokonaa si w czasie jej... nieobecnoci. Upyno przecie wiele lat, a miejsce po grze porasta spory ju las. Mapa zostaa w niedostpnym teraz aucie, ale Ela pamitaa, e do najbliszego miasteczka jest kilkadziesit, a do najbliszej drogi z tward nawierzchni kilkanacie mil. Przypomniaa sobie sowa Roberta, ostatnie skierowane do niej sowa... Nigdy ci nie zapomn! Nigdy ci nie zobacz! Poczua nagle zawienie, skurcz krtani oraz szczkocisk. Nie czas jednak byo paka, nie zabrao wic to jej wielu minut. Zdecydowanym ruchem otara zy i zwalczya sabo, dla ktrej, rozumiaa to, miejsce ani pora nie byy odpowiednie! Pocigna nosem, wysmarkaa go dokadnie. Z kieszeni na udzie wyja czekolad. Dopiero kiedy zjada ju cz, pomylaa o czekajcej j by moe dugiej drodze. Bez samochodu, jak wemie z sob ywno i wod? Pitnacie, moe wicej, mil przez las! Na piechot! W peni zgadzaa si z opini, wyraan przez wielu, e nogi jej zbyt pikne s, by uywa ich do czynnoci tak prozaicznej i przyziemnej wanie, jak chodzenie! Skoro jednak mus... Zreszt, trening mini dobrze jej zrobi po tak dugim okresie bezczynnoci. Im te. Ela wrcia do bunkra. Poczeka do rana. Jeli wyruszy wczenie, mylaa, powinna pokona te gupie kilkanacie mil zanim zapadnie zmrok.

Zjada, wypia, pokna par pastylek. Zasypiajc ju przypomniaa sobie... No tak! To oglne, nie tylko fizyczne wycieczenie... Odrzucia koc. Ju miaa zerwa si z posania, ale... Radiotelefon by w samochodzie... Obudzia si wczesnym rankiem. Zaledwie dniao. Wrzucia do torby karton z sokiem, kilkanacie tabliczek czekolady i par paczek chipsw. Mimo e byo tego niewiele, wayo sporo. Marsz nie by ani atwy, ani lekki. Ani przyjemny. Dukt, ktrym przyjechali wtedy, pozarasta. Miejscami lad po nim gin niemal zupenie. Wreszcie drog przegrodzi jej strumie i zdaa sobie spraw, e zabdzia. Wiedziaa jednak, e musi i na poudnie. Potrafia te rozpozna gdzie owo poudnie jest. Zatem, majc przed sob strug, zdja buty, skarpetki, podwina nogawki. Woda bya zimna i cia krew w yach, za to pytka. Za wod las sta si wyszy, poszycie za zgstniao, i coraz trudniej byo Eli utrzyma kierunek oraz tempo. Drzewa, krzaki i wykroty zmuszay j do kluczenia, nakadania drogi. Miaa wtpliwoci, czy cho troch posuwa si do przodu. Poja, e pitnacie mil przez gsty las to daleko, albo i jeszcze dalej... Przenocowaa na rozoystym konarze jakiego duego drzewa, jak Robinson. Z niespokojnego, nerwowego snu ockna si o wschodzie, przemarznita do szpiku. Zjada ostatni tabliczk czekolady i podja marsz. To j rozgrzao. Noc spdzia w gstym krzu i spaa jak zabita. A nastpnego dnia, okoo poudnia, ze szczytu porosego gonnymi sosnami wzgrza ujrzaa dym! Ciemne, brudne kby daleko na poudniowym wschodzie, za horyzontem! w widok doda Eli otuchy i si. Przedzierajc si przez zarola, nie baczc na chaszcze, cieszya si. Oto ujrzaa widomy znak ludzi! Podekscytowanej tak bardzo nie przeszo przez myl, e mg to by spowodowany naturaln przyczyn poar lasu. Z mnstwem myli pod czaszk, z radoci w sercu, sza naprzd powoli lecz wytrwale, w tempie na jakie pozwalay osabe minie. Po kilku godzinach, kiedy wdrapaa si na wysokie drzewo, zobaczya - wysiliwszy swe nie najbystrzejsze przecie oczy dziwn gr bdc rdem dymu. Nie tak ju bardzo daleko. Sza. Po pewnym czasie las ustpi miejsca odkrytej, trawiastej i rozlegej przestrzeni, upstrzonej gdzieniegdzie zarolami. Dziwna gra rosa i rosa, a na koniec, gdy soce ju

chylio si ku zachodowi, Ela rozpoznaa w niej wysypisko tlcych si mieci. Gdyby wiatr wia z innego kierunku, mogaby stwierdzi to wczeniej, pomylaa. Zdziwia si te tej formie utylizacji odpadw. Zbliywszy si jeszcze do hady ujrzaa bar, szop raczej, stojc przy wskiej, gruntowej drodze. Wkoo roso kilka rachitycznych drzew. Z bliska to, co wydawao si Eli szop, okazao si ni w istocie. Odrapan, bezbarwn, brzydk. Pomidzy ruder a drog sta pogity i ordzewiay metalowy sup, u ktrego szczytu, na ostatniej rubie trzymaa si tablica, cakiem ju nieczytelna... Ela czua gd! Bya te piekielnie zmczona i straszliwie pica, ale przede wszystkim bya godna, wciekle godna! Spragniona! Z wntrza szopy dobiega gwar, dolatyway zapachy, i Ela wiedziaa ju, e to kantyna dla pracujcych przy wysypisku. Pomacaa kiesze, w ktrej trzymaa portfel, wcigna do puc haust powietrza, pchna drzwi i wesza do rodka. To, co ujrzaa, dech w wieo napenionych pucach jej zaparo! Pamitaa takie twarze. Widywaa je niemal codziennie w czasach, gdy bya naprawd moda. W parkach, na dworcach i przystankach, poprzez szyby podrzdnych lokali gastronomicznych funkcjonujcych nie wiedzie czemu w centrach miast. Kiedy przyjechaa tutaj take widywaa takie twarze. Ale tu nie musiaa styka si z nimi na kadym kroku. Nie z tyloma naraz i nie z tak bliska. W pomieszczeniu, w ktrym si znalaza, byo dobrze ponad pidziesiciu mczyzn wygldajcych swojsko, jak weterani spod budek z piwem i amatorzy autowidolu! Spojrzenia wszystkich tych kreatur momentalnie spoczy na Eli. Czua si obmacywana i rozbierana ich wzrokiem. Gdyby nie zmczenie, gdyby nie gd, kto wie, moe uciekaby natychmiast? Nie zrobia tego, a nikt nie zaczepi jej sownie, nie dotkn nawet. Gd odezwa si ze zdwojon si. Odwrcia oczy od wpatrujcych si w ni bezczelnie typw i wzrok jej spocz na wysokim, ysawym i piegowatym rudzielcu tkwicym za bufetem. Chocia jego fartuch nie by ju biay, to i tak korzystnie prezentowa si na tle swoich klientw. Zacierajc rce bacznie przypatrywa si Eli. - Czy... - zapyta - ... czy yczy sobie pani... .

Ela przekna lin ktrej nie byo i skina gow. - Tak! ycz! Jestem godna! - powiedziaa - Chc je! Piegowaty czowiek, zafrasowany, podrapa si w ysin. - No c - sapn - liczba klientw jest tu raczej staa, prosz pani... Mog zrobi par hot-dogw, jeli to pani odpowiada... - Odpowiada! - odpowiedziaa Ela - Myl, e zjem pi! Na pocztek! Po sali przeszed szmer. Rudy unis brew. - Jestem bardzo godna - powtrzya Ela. - Mam wszystkiego cztery - wyjani mczyzna zza lady - Jeli bdzie mao, usma potem dla pani par jaj... Ela zgodnie skina gow. Ten czowiek wyda si jej cakiem sympatyczny i miy! - Co jest do picia? Rudy wskaza tylko kciukiem na plakat. Jak zawsze cocacola! ysiejcy, piegowaty rudzielec ywo zakrztn si dla niezwykego gocia. Bo Ela bya gociem niezwykym! Przygotowujc hot-dogi piegowaty usiowa przypomnie sobie, kiedy to jego lokal odwiedzi kto inny ni harujcy przy mieciach robole, policjanci czy stranicy leni. Usiowa nadaremno. A tu, prosz, kobieta! Taka laska do tego! Niezwyke! Mimo e zmczona i zmizerowana, wida, e moda i pikna! Ubranie tajemniczej kobiety byo wprawdzie podarte i ubrudzone, ale... Mwia z lekkim cudzoziemskim akcentem, poprawnie i starannie, jak osoba wyksztacona. Po jej doniach nie byo wida, by zajmoway si prac. Musiaa zatem nalee do bogatych, lub by z nimi w dobrych stosunkach... Albo takie stosunki z nimi utrzymywa... To, e miaa za sob dusz wdrwk przez gry i las byo dla niego jasne, ale skd si wzia i kim jest? Ela siedziaa plecami do sali. - Prosz - powiedzia piegowaty kadc przed klientk talerz na ktrym leay cztery rozkrojone buki z przypieczonymi kiebaskami w rodku, odrobin keczupu. Zapach jedzenia i jego blisko o mao nie doprowadziy Eli do obdu, a jej linianki oszalay. - Zaraz podam col! - doda rudy.

-Tylko nie za bardzo schodzon! - zdya zadysponowa przed pierwszym ksem. Piegowaty rudzielec umiechn si gupkowato oraz niepewnie, po czym zaczerpn chochl z gara ciemnego pynu i nala do poszczerbionego kubka. Zmartwiae spojrzenie Eli spotkao si z przepraszajcym rudego. - T bud prowadz tylko dla nich... - wyjani cicho - ... a i tak nic prawie nie zarabiam. Ela szybko zjada siermine hot-dogi. Bardzo zdziwia si widzc rozlewan chochl z kota coca-col. Oczywicie ciep! Hot-dogi te byy paskudne, ale Eli gd posuy za przypraw, nie zauwaya wic tego. Kiedy ju je zjada, rudy poda sadzone jajka. Je take pochona w mgnieniu oka. - Jak dostan si std do miasta? - spytaa odsuwajc talerz. - Pani nie ma samochodu? Rudy stwierdza raczej ni pyta. - Rozbiam w grach... Piegus skin gow dajc do zrozumienia, e przyjmuje sowa kobiety za dobr monet. - Niedugo przyjedzie ciarwka po tych... - wskaza oczyma po kogo - ... ale odradzam! Nawet jeli kierowca zgodzi si zabra pani do kabiny! - doda arliwym szeptem - Szczerze odradzam! - A moe pan wezwa takswk? miech zatrzs cianami szopy. - Nie mam telefonu! I tak zreszt... Nagle rudy przypomnia sobie, ze niedaleko jest szpital dla czubkw! - Mam propozycj! - powiedzia - Za jak godzin, jak pojad, sprztn troch i te wrc do miasteczka. Do domu. W miasteczku s telefony, jest policja, hotel... Niewielki, lecz karmi w nim lepiej ni ja tu tych... Tanio wezm! - Sucham? - Mam wz! Zawioz pani! Tanio wezm... O, Boe, jkna w duszy Ela. - ... ale za jedzenie policz od razu... Ela signa do kieszeni. - ... dua cola, hot-dog razy cztery... jaja dwa, na bekonie...

Ela nie bya pewna czy si przesyszaa, czy te bekon by tajny, ale nie mylaa kci si o te par centw. Nie z nim. - ... keczup, musztarda... To bdzie razem sto szedziesit pi siedemset! Usyszawszy kwot Ela zbaraniaa zupenie i byo to wida, bo rudy powtrzy wolno, starannie, i twardszym gosem ni zamierza: - Sto szedziesit pi tysicy siedemset dolarw! Amerykaskich dolarw! Ja rozumiem, e to moe wyda si sporo jak na taki standard, ale takie mam ceny! Stara si by grzeczny. Wiedzia, e standard ma paskudny, ale ceny niskie. Inaczej poszedby z torbami. - Ja.. Ja nie mam tyle... - bkna zmieszana i zdziwiona. -A ile pani ma? Jeli ma pani kart, prosz pokaza! W miasteczku... Przerwa biorc w rce portfel Eli. Wyj pienidze. Przeliczy. Teraz on zbarania. - Co to? - krzykn zdumiony. - Dwa tysice dolarw... - wyjania zdawionym gosem. Rudy zacz dokadnie przyglda si banknotom. - Faszywki? - zapyta kto z sali. Ela, spita, usyszaa odsuwane stoki i szuranie ng. - No niby nie... - gos rudego wiadczy o wzburzeniu - ... ale te nominay... - Co za nominay? - Po sto dolarw! Po sto! - Sto dolcw w papierku? Pieprzysz! - I prawdziwe? - A popatrz na dat! Rudy popatrzy i wciek si! - Co ty, kurwa, muzeum okrada? - rozdar si przeraliwie - re chcesz za darmo? Ela, sparaliowana strachem, nie potrafia wykona ruchu ani wykrztusi sowa. - Nie martw si! - zawoa mocno zbudowany, bogato tatuowany redniolatek z licznymi bliznami na twarzy - Zapac za ni, tylko daj klucz od zaplecza! - Nie!!!

Kto zatka jej usta tward, brudn doni. Rudy opamita si, ale nikt ju go nie sucha. Mczyni rzucili si na kobiet z gatunku tych, o jakich mogli tylko fantazjowa, tylko roi w swej wyobrani, karmionej filmami, pras dla panw i reklamami. Proletariat wzi El w swoje rce. I zrobi z niej uytek.

Duga, lnica limuzyna suna cicho. W dole lniy tysice gwiazd i setki neonw, a moe na odwrt. Karoseria auta, podobnie jak rzeka Hudson, odbijaa niezliczone wiata wielkomiejskiej nocy. Auto zatrzymao si i wysiado z niego dwch wysokich, potnie zbudowanych mczyzn. Uwanie zlustrowali otoczenie. - O.K. szefie! - rzuci jeden z nich do wntrza limuzyny. Wtedy wysiad z niej trzeci mczyzna. Nie by za wysoki, nie by zbyt atletycznie zbudowany. Nie mia wicej jak trzydzieci lat, a jeli, to niewiele. Mia na sobie dinsy, marynark i podkoszulek. Od razu skierowa si ku solidnym drzwiom, nad ktrymi wisia skromny szyldzik z napisem ROSE of LUXEMBURG. Umiechn si pod nosem. Przypadek? Zbieg okolicznoci? Zawsze go to bawio... Przed samym wejciem sta portier przybrany w strojny uniform, niby z napoleoskiego marszaka. Mia te kilku pomocnikw, nie tak strojnych wprawdzie, za to zbrojnych. Zdawa si te mie niejakie obiekcje co do stroju czowieka z limuzyny, ale jeden z goryli szepn co, pokaza, i portier zapomnia o obiekcjach. Wewntrz czowiek z limuzyny natkn si na, a raczej wpad w objcia przeuroczej hostessy. - Andrew Miller, nieprawda? - zapytaa. - Znasz mnie? - Tak, znam! Pan mnie oczywicie nie pamita... - odpowiedziaa gosem w ktrym brzmia wyrzut - Prosz za mn. Pascy przyjaciele ju czekaj! Idc za dziewczyn z przyjemnoci kontemplowa jej ksztaty. Na ulicy, na ulicy byaby objawieniem. Tutaj jedynie norm. Co w niczym nie umniejszao jej powabu!

- No, Andy, jeste! Troch kazae nam czeka! To oczywiste, e czekalicie na mnie, pomyla Andy Miller. Nawet nie musiaem wam kaza! Fakt wynikajcy z obiektywnych przesanek! - Mio was widzie, chopcy! - przywita si ledzc oczyma odchodzc, rozkoysan w biodrach hostess. Trzej mczyni kolejno witali si z przybyym. David Lovitz, wiceprezes firmy w ktrej Miller przepracowa ostatni rok; Jeff Carlington, czonek klanu kapitalistw z Bostonu oraz kongresmen Albert Prizzi. - Co pijesz, Andy? - spyta polityk. Andy umiechn si. - Co pij? Najlepszy bdzie chyba manhattan? Nowojorczycy zamiali si. Prawie natychmiast inne jakie przeurocze dziewcz nadcigno z tac, za napiwek jaki otrzymaa sprawi, e jej umiech sta si jeszcze szerszy i cakiem szczery. - Jutro odlatujesz? - spyta, by spyta, Prizzi. - Nie szkoda ci? - doda Carlington. Andy Miller pokrci gow. - Co to za pytanie? - obruszy si Lovitz - Na pewno mu szkoda, ale si nie przyzna! No i przecie, przylecia tylko na rok! - No to co? - mrugn wesoo Carlington - Wizy by nie przeduy? Ma u siebie takie panienki? W tylu kolorach? - Nie bd trywialny! - zaprotestowa Lovitz, klepic poladki roznegliowanej blondynki - Wszystko sprowadziby do jednego! - Do jednego? - obruszy si Jeff - Wybierajcie, ile chcecie, chopcy! Stawiam. - U nas te mona znale co w tym gucie... - powiedzia Andy. - A moe i w lepszym? - wtrci Prizzi - Sdz, e Andy'ego czeka kariera w jego ojczynie! Polityczna kariera! - I ja tak sdz... - zgodzi si Carlington. W tym momencie zaj si zapalaniem cygara. Andy szczliwie nie uleg nikotynizmowi, ale lubi zapach dobrych cygar. Jeff pali tylko takie. - I liczysz pewnie na zwizane z tym korzyci? - docieka polityk. - Pewnie, e tak! - przyzna Carlington - Jestem kapitalist! Nie musz, nie mog by bezinteresowny! To sprzeczne z moim

etosem! A tobie, szanowny panie kongresmenie, nie przyda si taka znajomo? - Przestacie - zgani kolegw Lovitz - Andy gotw pomyle jeszcze, e znajduje si na licytacji, nie wrd przyjaci! - Wanie... - potwierdzi Andy zerkajc na ciemnoskr pikno. - Macie u siebie problem rasowy? - spyta Jeff. - Jeff! - zgorszy si Prizzi. - Jeff! - powtrzy znudzonym tonem Lovitz. - Nie, nie mamy... - przyzna lekko ubawiony Andy. Spord ludzi ktrych tutaj pozna, z tymi trzema zy si najbardziej. Zy? Moe za due sowo. W jego kraju ostrono w kontaktach z obcymi wpajano od najmodszych lat. Jego sytuacja bya wprawdzie nieco inna, ale co trzeba wpojone mia. Potrafi by miy, uprzejmy, nawet pozorowa serdeczno, ale zawsze umia zachowa chodny obiektywizm kalkulanta. Albert Prizzi. Polityk, demokrata. Naiwny idealista, ale jest mody, wic moe mu przejdzie. Przejmuje si, kieruje si emocjami, ma dobre serce. Do kongresu dosta si gosami biednego elektoratu z New Jersey, gdzie jego ojciec dziaa charytatywnie. Jeli zostanie w polityce i dojrzeje, znajomo moe przyda si nam obu. Jefferson T. Carlington. Bkitnokrwisty paniczyk, babiarz i hulaka, ale pono z gow do interesw. Polityk ma gdzie, oczywicie nie wtedy, gdy zahacza o biznes jego rodziny. Z racji pochodzenia i powiza, tradycyjny republikanin. Kiedy powiedzia, e gdy bdzie ju stary, i jeli bdzie mu si chciao, kupi sobie fotel senatora. A moe i oba! Przyda si. Jedynie Davida Lovitza nie sposb zdefiniowa od razu. Grzeczny, ukadny, po prostu porzdny go. W takim mieszczaskim pojciu. Jako przeoony niezwykle opanowany i kompetentny, cieszcy si autorytetem. W wolnym czasie gra na skrzypcach, podobno bardzo dobrze. Sprawia wraenie, jakby zawsze czego nie dopowiada. Zakochany bez pamici w pracy, muzyce i swoim miecie. Taki dziwny, zadowolony z ycia go. Po mniej wicej trzech godzinach Andy Miller, nieco pijany, znalaz si we wntrzu swej limuzyny. Z tyu nie byo goryla. Ale kto by. Zobaczy nogi.

Nogi te byy dugie, smuke, w poczoszkach i na obcasach. Potem ujrza oczy. Oczy migdaowe. Byszczce kocie oczy. - A skd si tu wzia? spyta. - Paski przyjaciel mnie tu przysa. Ju zapacone. Miaa nieco ochrypy, niski gos. - A... a jeli mi si nie spodobasz? - zapyta jeszcze Andy. W ciemnoci zabrzmia cichy, wyrozumiay acz kpicy miech. - Nie sdz, kotu! Przygldae si mi w taki sposb... Znam si na tym... Popatrzy uwanie w jej ciemn twarz. Ju wiedzia, z kim ma do czynienia. Jeff ma eb na karku i spostrzegawcze oko! Stwierdzi, e nieatwo jest klepn w poladek siedzc kobiet. Na szczcie jej uda byy wyeksponowane, klepn j wic w jedno z nich. Nigdy potem nie mg przypomnie sobie ktre to byo, ale mia nadziej, e lewe. Niewykluczone, e mia racj. Obudzi si przed poudniem. Dziewczyny ju nie byo. Jak stwierdzi, niczego w mieszkaniu nie brakowao, prcz rcznika. Zanim zadzwoni telefon, zdy jeszcze napi si soku. - Andy! Andy, kochanie? Jeste? To ty? - Ja... - zachrypia. - Ktry to ju raz dzwoni do ciebie! Gdzie bye? Dlaczego nie odbierae? Nie bye sam? Jak moge?! Pody jeste, wiesz? Andy pooy suchawk na biurku nie przerywajc poczenia, mimo e nawet mia na to ochot. Z cierpitnicz min wspar czoo na doni i obieca sobie, e nigdy wicej... Po chwili, kiedy bekot dobiegajcy ze suchawki zaniepokoi si, ponownie przytkn j do ucha. - Sucham! - powiedzia. Osoba po drugiej stronie ucieszya si. - To jak? Zaprosisz mnie na lunch? Osob po drugiej stronie bya zielonooka blondynka pracujca w firmie ubezpieczeniowej, w tym samym biurowcu, w ktrym Andy przepracowa ostatni rok. Nie bya nikim wanym. Miaa wietn figur. Jej szefowie dostrzegli to i zatrudnili j na stanowisku, na ktrym to wystarczao. Bya mia. Pozna j na

przyjciu u jednego ze znajomych. Od razu wpada mu w oko. Powiadano, e lubia wzi par dolarw od faceta, ale tego Andy nie stwierdzi. Na imi miaa Sue. - Dobrze, serduszko... - powiedzia Miller - ... zaprosz. Tam gdzie zwykle? - Ale bdziesz na pewno? Gdyby miaa zapaci za siebie tam gdzie zwykle, choby za kaw, musiaaby zostawi p swojej tygodniwki. Moe i ca? - Bd! - uspokoi j Andy. Chciaa powiedzie co jeszcze, ale uniemoliwi to na dobre odkadajc suchawk. Ogoli si, wzi prysznic, uczesa mokre wosy. Przez chwil przyglda si odbiciu swej twarzy w lustrze stwierdzajc, e nie jest le. Zrobi silnej herbaty, osodzi bardzo mocno, wypi. Nie pomogo od razu, ale przynajmniej odek zacz funkcjonowa. Ostatnie godziny przed odlotem mgby spdzi w mieszkaniu, lec, kurujc si i gapic w ekran. Sue czekaaby na darmo, ale c z tego? Baby s gupie... e straciaby tygodniwk? Jej problem! Uzna jednak, e nie zaszkodzi troch ruchu. Przekl te w duchu Kongres, ktry cakiem niedawno wprowadzi, niektrzy mwili "przywrci", przerw na lunch. Taki typowy przykad faryzeuszowskiej troski kapitalistw o ludzi pracy! W istocie za chwyt majcy nabi kabzy restauratorom i wacicielom barw szybkiej obsugi! Sue, ubrana w skp sukienk z gatunku "uyj i zapomnij", ju czekaa. - Nareszcie! Cmokn j w policzek. Przeczuwa, co nastpi, i troch byo mu jej szkoda. Nawet poaowa, e przyszed, ale musia przyzna, e czekajca go rozmowa miaa by jedynym problemem stworzonym przez Sue w czasie ich znajomoci. - Co robie? spytaa - Kiedy dzwoniam? - Spaem. Troch wczoraj popiem - wyjani. - Czekaam... Wiedzia o tym. - Widzisz, moja droga... - powiedzia, a w tym samym momencie oczy Sue zaszy mgiek - ... egnaem si z kolegami...

- Rozumiem, ale czekaam na ciebie! Upiekam placek! egnae si? To kiedy wylatujesz? - Dzi wieczorem... - Jak to? Mwie, e... To co bdzie z nami? Wzruszy ramionami. Popatrzya na niego tak, jakby ujrzaa go po raz pierwszy. Lub raczej przejrzaa. - O, ja gupia! - zaszlochaa - A ja, durna, mylaam, e mnie kochasz! Mylaam, e to wszystko co mwie, co obiecywae... Nie dokoczya, przerwaa wymwki. Pomyla, e rozbeczy si. Ale nie! Otara zy, pocigna nosem i przybraa powany, rzeczowy wyraz twarzy. - Miaam nadziej, e oenisz si ze mn. Ale potraktowae mnie jak darmowy materac! No a jak, pomyla? - Mimo to proponuj ci maestwo! Nie patrz na mnie takim baranim wzrokiem! Nie jestem w ciy ani nie mam zamiaru zabi si! Ale byam twoj darmow dziwk na kade zawoanie, i co mi si za to naley! No tak, pomyla Andy, zawsze w kocu chodzi o ... - Nie myl, e chodzi mi o pienidze! - kontynuowaa Sue - Oe si ze mn! Chc wyjecha z tego kraju! Potem moemy si rozwie! Jak chcesz, dam ci wszystkie moje oszczdnoci! Andy? Jej sowa wzbudziy w nim pewien rodzaj uznania. Oczywicie jej pienidze byy czym, co mogo go jedynie rozmieszy, ale jej determinacja i wyrachowanie zasugiway na szacunek. Tylko e Andy nie mg si z ni oeni. Dlatego powiedzia: - Nie chc twoich pienidzy, Sue. Nie chodzi o to, e mi si nie podobasz. Jeste bardzo adna! I nie myl, e nie chciabym ci pomc! Wierz, e wyjechaaby std, ale to nie takie proste! Maestwo to jedno, a zezwolenia? Na wyjazd std, na przyjazd tam, na osiedlenie... Od waszego i naszego rzdu... Nawet jako moja ona musiaaby czeka tu, moe cae lata nawet... - A czy ty nie masz jakich... ? - Nie, Sue! - westchn - Nie mam! Jako zdolnego modego czowieka wysano mnie na sta, ale nie mam adnych plecw! Wiem, e wam moe wydawa si inaczej, ale u siebie nie jestem

nikim wanym. Naprawd! Ja przyznaj, e jest w tym nieco mojej winy... Wy tutaj sdzicie, e kady kto przyjedzie od nas, jest grub ryb. Mi to, przyznaj, odpowiadao. Pochlebiao nawet. Przyznaj jednak sama, Sue! Gdyby i ty tak nie mylaa, nawet by na mnie nie spojrzaa! Czy nie? Nie mam racji? Patrzya na niego uwanie, badawczo... Wytrzyma jej spojrzenie. Wstaa. - Ty gnojku! Spogldajc za odchodzc pomyla, e tych kilka kamstewek ktrymi j uraczy, te par wymwek jakimi uraczya go ona, byo nisk cen za korzystanie z jej ciaa. Baby s gupie... Wieczorem Andy Miller wsiad do samolotu Polskich Linii Lotniczych LOT i odlecia do ojczyzny.

Jacek Kudeko wyszed spod prysznica i wytar si grubym, czerwonym rcznikiem. Po godzinie na siowni czu w caym ciele rozpierajce poczucie krzepy. Ubra wie bielizn, spodnie, koszulk. Wzu buty. Przepocony dres wrzuci do torby, poegna si i opuci budynek DOSIR-u. Odlego jak mia do pokonania wynosia okoo trzech kilometrw, a e pogoda bya pikna, postanowi przej j spacerkiem. To lepsze ni toczny autobus, zwaszcza e byo mu pilno. Obieca Katarzynie wypad do ktrej ze staromiejskich kawiarenek, a e poprzedniego dnia otrzyma wreszcie honorarium za artyku w ONIERZU POLSKIM, mg zaszale. Pienidze, mimo wszystko, bywaj potrzebne, a bdc nauczycielem historii wiele nie zarabia. Mijajc schody wiodce do osiedlowego megasamu zwrci uwag na niewielk kolejk wystajc ze sklepu. - Co daj? - zapyta. - Papier toaletowy! Angielski! Bez kartek! Zastanowi si. Angielski papier toaletowy uchodzi za bardzo dobry. Co prawda, nie by w stanie zrozumie, dlaczego s osoby gotowe sta w kolejkach, by go zdoby. Przecie oglnie dostpny, bezpatnie rozdzielany papier produkcji niemieckiej i duskiej by gadki, mikki, adnie pachnia i spenia swe zadanie. Jacek Kudeko przypuszcza, e podanie angielskiego akurat

papieru toaletowego, gwnie zreszt przez kobiety, byo rezultatem po prostu przekory i typowo kobiecego braku logiki i konsekwencji. Oraz masochizmu, skoro zaspokojenie owego podania wymagao stania w kolejkach. Tyle teoria. Praktyka jednak kazaa pamita, e Katarzyna take wolaa papier angielski, o woskim nie wspominajc nawet, ni ten oglnie dostpny. Gdyby tak dowiedziaa si przypadkiem, e przechodzi i nie stan? Co by to byo? Jezu! W tym momencie zgani si w duchu za uycie nadaremno... co wedle pamitanych nauk babcinych byo grzechem, a poza tym, co przypominano czsto, niegodne czonka awangardowej awangardy narodu. Grzech nie grzech, klerykalne odchylenie czy co tam jeszcze. Niewane! Wane to, co powie Katarzyna jeli dowie si, e widzia kolejk i nie stan? Bdzie awantura i ciche dni. Stan wic i kupi cztery rolki, bo tyle tylko sprzedawano jednej osobie. Kasia bardzo ucieszya si z prezentu. Tak bardzo, e zamiast pilnowa odgrzewanego obiadu wlaza pod prysznic jak staa, czyli w spodenkach i koszulce. Jacek, spocony po pobycie w dusznym megasamie, przyj to z zadowoleniem, zwaszcza e nakoni j do pozbycia si szortw. Szczliwie przerwy w dostawach wody byway ju rzadkoci. Dopiero swd przypalanych na patelni kopytek przywrci ich rzeczywistoci. - Mj obiad... - zamrucza Jacek, nagle niewesoy. - Nie przejmuj si, uczku... - cmokna go w policzek - Chcesz, zrobi ci co innego? Machn rk. - Nie trzeba. Zjem co na miecie. Razem zjemy! - A co? Wypat wczeniej dostae? - Nie, moja droga! Od wczoraj magister Kudeko przesta y tylko z nauczycielskiej pensji! Liczc kad rolk z osobna i to, co zaszo pod prysznicem, zaimponowa jej tego dnia po raz sidmy. - Wydrukowali ci? - spytaa.

- Wydrukuj. Ale pieniki dostaem ju wczoraj. Zabalujemy, kochanie! - wietnie! - zapiszczaa. Nie chodzio jej o owo zabalowanie. Cieszya si, e doceniono w kocu publicystyczne ambicje jej mczyzny. Nie dlatego, by miaa traktowa je powanie. Pamitaa jednak sowa babci, ktra podchmieliwszy sobie z okazji jakiej rodzinnej uroczystoci szeptaa do uszu swych wnuczek, e zadowolony mczyzna zadowala. Znaczenie tych sw zrozumiaa po latach. Do rdmiecia postanowili pojecha taryf. Na postoju stao kilkadziesit osb, ale kiedy na horyzoncie pojawia si takswka Jacek pobieg jej na spotkanie. Biegnc wyj z portfela banknot i zamacha nim. Samochd zatrzyma si. - Kacha! - zawoa. Niepotrzebnie. Ju biega! A w lad za ni leciay gniewne okrzyki. - Co to? - Cham jaki! - Takich pakami powinni porzdku uczy! - Milicja gdzie jest? Katarzyna i Jacek, umiechajc si z wyszoci, zerkali na pozostajcy w tyle postj, na siebie... Pikni, modzi, zakochani. Inteligentni i zaradni, czuli si wybracami losu. - Dokont to jadziem, panie szanowny obywatelu? - zapyta kierowca okrcajc gow - Bo s takom damom na pewno nie na Legie, co? - W okolice starwki... - Sie jadzie... - skin kierowca - ... a do papierka co pan nim macha dodasz pan drugiego... Jacek kiwn gow. Wprawdzie dwa to byo za duo, a z Jacka by kawa chopa i byle zotwy si nie lka, ale by z Kasi. Nie chcia naraa jej na pyskwk z niedobitkiem drobnomieszczastwa, z pewnoci prostakiem. Miasto szykowao si do wita. W gorcym, nieruchomym powietrzu zwisay flagi ruchu robotniczego i polskie. Rozklejano afisze i plakaty. Sprztano chodniki i jezdnie, i podlewano miejsk ziele. - Ju prawie lato... - wyrwao si Katarzynie.

- Tak... - przyzna Jacek - ... wczenie przyszo tego roku... Bo te pogoda bya upalna! Warszawianki zadaway szyku na caego i Jacek musia uwaa, bo Kasia nie lubia gdy si rozglda i oglda, a byo za czym. Nic dziwnego, pomyla. W takiej iloci zawsze znajdzie si jaka jako! -Dobrze, e jestem tu z tob ... zakpia -... gdyby nie ja, kark by ci rozbola! Rzuci jej ze spojrzenie i demonstracyjnie obejrza si za rewelacyjn nastoletni brunetk, stpajc dumnie acz niezbyt pewnie na niebotycznych obcasach w towarzystwie zdecydowanie brzydszej koleanki patrzcej z pogard na midzy innymi Jacka. Pokaza brzyduli jzyk i w tym samym momencie potkn si. - Co robisz? sykna. - Popatrzy nie wolno? Zazdrosna? Pokrcia gow. - O ciebie? Skd! Ale chodz do mojej szkoy. Nawet miaam z nimi niedawno zastpstwo. Ta brzydka to crka... Dokoczya na ucho. - I chodzi do zwykej szkoy? - zdziwi si. - Bo to crka jego i jego sekretarki. Ale i tak wszyscy wiedz, ona te. I bywa nieznona... O, widz wolne miejsca! Wejdmy! Coca-cola bya zimna, przyjemna. Ciastka wiee. Zjedli po duej melbie z owocami, a wtedy Jacek przypomnia sobie, e nie jad obiadu i poar trzy krokiety z barszczem. Potem zmienili lokal. Kawa, tace, nawet koniak, mimo e w przeddzie wita. Tu po pnocy Kasia przypomniaa, e rano czekaj ich obowizki. - Ale to dopiero rano - powiedziaa w drodze na postj - i zostao jeszcze par godzin. Zanocujesz u mnie... Pewnie! Zdy rankiem do siebie i przebierze si na pochd. Czytaa w jego mylach. - Trzeba byo przynie koszul i krawat - powiedziaa nagannym gosem. Tym razem takich cwanych byo wicej. Musieli wic czeka na takswk. Trwao to dobre czterdzieci minut. Przejedajc skrzyowanie Marszakowskiej z Alejami Jaruzelskiego widzieli trwajce jeszcze prace przy Trybunie Honorowej. Wielkie pachty

transparentw zasaniay Domy Towarowe Centrum i niema cz Paacu Kultury. Jacek patrzy na czerwie ponc rd nocy i serce mu drgno. - Mamy ju maj - powiedzia i poczu, e co napiera na jego zwieracz. W nieco ponad kwadrans zajechali pod blok Katarzyny. Kiedy weszli do jej mieszkanka, od razu wpad do toalety. - Co ci tak przypilio? - zapytaa przez drzwi. - A bo ja wiem? Moe to te krokiety, cholera? Kto wie, co za wistwo do nich aduj? Zamiaa si. C, kobiety bywaj okrutne dla mczyzn, ktrzy cierpi! - Dugo posiedzisz? Poda ci gazet? - Daj! Przez szpar w uchylonych drzwiach, ktre natychmiast potem zatrzasna, podaa mu pras. Bya to KOBIETA I YCIE. Wolaby co innego, ale tu, u Kasi, mogaby to by jedynie PRZYJACIKA. Przeczyta par stron. Ciekawa jak zwykle satyra w krtkich majteczkach nie starczya na dugo. No i artyku z okazji pierwszomajowego wita. Jacka zastanowio, e tekst ten mgby rwnie dobrze zosta zamieszczony w OWCY POLSKIM, ONIERZU WOLNOCI czy w jakimkolwiek innym pimie. Kudeko zastanowi si, jak on sam napisaby pierwszomajowy artyku dla kobiecego czasopisma? Przypomniaby postaci sawnych rewolucjonistek? A moe wanie mao-, lub zgoa nieznanych? Moe napisaby o przodownicach na traktorach, a moe o dzkich przdkach, ktre day przed laty bohaterski odpr warchoom z tzw. solidarnoci? - Dugo jeszcze? Wyszed. A kiedy zmczeni leeli tulc si do siebie, powiedzia: -A wiesz, kochanie, e ten angielski papier rzeczywicie jest lepszy? Moe to tylko wraenie, bo jako tego naszego zwykego jakby si pogorszya ostatnio, ale teraz, u ciebie, stwierdziem, e angielski jest super!

-Pewnie! - prychna Zawsze to wiedziaam! Mio jednak, e przyznae mi racj! I mio, e go kupie, cho wymiewae si ze mnie, e trac czas w kolejkach stojc za papierem! - Mikszy papier toaletowy to jeszcze nie powd, eby wystawa w kolejkach! Tym bardziej, e niewiele jednak gorszy mona dosta bez problemu! - zaoponowa. - A po co kaleczy swe ciao w tak delikatnym miejscu? - spytaa. Nie odpowiedzia. Katarzyna popatrzya spod przymknitych powiek na jego mski profil i pomylaa, e oto przykad typowo samczej przekory, lenistwa i braku konsekwencji. Oraz masochizmu. Zasypiajc ju pomylaa, e przecie mimo tego stan dla niej w kolejce! To dao jej poczucie wadzy nad nim! Hm, szwagier jest milicjantem, wic moe postara si o kajdanki ?

Anda mungkin juga menyukai